Niech to co się zdarza pięknego i dobrego w tym dniu trwa zawsze przez cały rok i następne wszystkie lata.

W Wasze – nasze święto chciałabym życzyć wszystkim kobietom pewności i zadowolenia z siebie. Kochajmy siebie, a świat wokół będzie piękniejszy i radośniejszy, będzie nam łatwiej żyć i zmagać się z przeciwnościami, będziemy po prostu szczęśliwsze i będziemy promieniować i zarażać szczęściem otoczenie. Niech te dzisiejsze chwile dadzą nam siłę w trudnych chwilach i pozwolą realizować wszystkie cele

Dlatego w tym dniu chciałabym przypomnieć wielką postać kobiecego ruchu równouprawnienia kobiet – angielską działaczkę z przełomu XIX i XX wieku – Millicent Garrett Fawcett (1847 -1929 ). Z postaw i całego życiorysu takich osób możemy nie tylko my kobiety czerpać siłę i wzór na dobre życie. Millicent to feministka, sufrażystka, reformatorka reprezentująca „nurt konstytucyjny ruchu równouprawnienia kobiet”, prezes National Union of Women’s Suffrage Societies, odznaczona za załugi dla brytyjskiego społeczeństwa Orderem Imperium Brytyjskiego.

Oto krótki opis postaci Millicent na stronie parlamentu brytyjskiego

Millicent Garrett wyszła za mąż za zwolennika praw wyborczych kobiet, Henry’ego Fawcetta  niewidomego wykładowcę akademickiego, prawnika i ekonomistę. W 1867 roku będą młodą mężatką roku opublikowała artykuł na temat edukacji kobiet mając wtedy20 lat. Oprócz licznych publikacji była częstym mówcą publicznym na temat praw kobiet. Jej taktyczne i zdecydowane przywództwo w National Union of Women’s Suffrage Societies (NUWSS) od 1897 roku uczyniło z niego znaczącą i wpływową siłę w kampanii na rzecz praw wyborczych kobiet. Wypowiadała się publicznie nie tylko na temat prawa kobiet do głosowania, ale także prawa do edukacji, zatrudnienia i rozwodu, a także wielokrotnie na tematy polityczne i akademickie.

Zrezygnowała ze stanowiska lidera w 1919 roku, ale nadal była aktywna. Po całożyciowej pracy na rzecz praw kobiet, Millicent Fawcett doczekała się równych praw wyborczych w 1928 roku. Po jej śmierci rok później uczczono ją pomnikiem w Opactwie Westminsterskim. W 1953 roku London and National Society for Women’s Service zmieniło nazwę na Fawcett Society na jej cześć.

To ja pod tym właśnie pomnikiem Millicent w Londynie w ubiegłym roku.

„Odwaga wzywa do odwagi wszędzie” W interpretacji Millicent ta sentencja oznacza , że odważnie jest nie tyle wzywać do walki ale odwagą jest przede wszystkim wzywanie do zrozumienia każdego w każdym momencie.

Jednak pod tym hasłem o odwadze zrozumienia każdego całym swoim życiem podpisują się nie tylko wielkie tego świata ale też bliskie nam kobiety, które też wspominam. Poniżej o moich najbliższych dzielnych kobietach z przeszłości

„CIETKI”
Artykuł wspomnieniowy na na 750 – lecie praw miejskich Krzanowic


Jeśli ktoś mnie pyta o Krzanowice, gdzie to jest i jacy ludzie tam mieszkają , zawsze zaczynam, że owszem Śląsk , ale trochę inny i….. że mówimy inaczej….. A jak? – pytają. U nas się mówi, że po morawsku (a nie tam w jakiejś „gwarze laskiej”, którą nota bene Czesi wymyślili bo niekoniecznie morawskie tradycje były im w smak).
I w takich chwilach staje mi przed oczami cietka Hedla i cietka Francla w mazelunkach. To siostry mojej babci, której nie zdążyłam świadomie poznać nim młodo zmarła. Widzę też jej szfagrówkę Marike i cietke Agnes – siostrę mojego taty. Wszystkie cztery były na moim weselu w jeszcze geesowskiej „Perle” –prawdziwej restauracji , takiej jak w mieście, a nie w szynku. To było wtedy przedmiotem naszej dumy. To dla mnie były prawdziwe Krzanowice ; te mazelunki, rzykanie po morawsku przed każdą mszą i przy zmarłych. I opowieści….. o losach, właśnie losach kobiet i przemianach, z którymi musiały się mierzyć.

Cietki . Od lewej: Francla, Hedla, Marika


Cietka Hedla , łagodna i „durch wystraszyna” jak mówiła o niej siostra. Czasem jednak zdobywała się na odwagę i opowiadała o tym jak była młada, kere synki se jij podobały, z kerymi na muzyku rada chodziła . Najbardziej pamiętam opowieść o jej sercowych rozterkach, którego wybrać: „ ja, dziołcha, na koniec teho Roberta żech se wzała, bo wisz, ón ze wszyckich najlepszy umieł lubkać” Tyle spokojnego szczęścia co Hedla ( bo byli z wujkiem długowieczną dobrą parą ) nie miała cietka Francla.

Ale też temperament od młodości miała iście ognisty. Pierwszego syna „za panny” już miała, co wtedy , było dość odważne. Ale potem jeszcze dwa razy za mąż wychodziła , wdową dwukrotnie też zostając. Całe życie aktywna i towarzyska. W przeciwieństwie do siostry zawsze gdzieś dorabiała, a to przy dzieciach a to kołacze piekła a to przy weselu… najczęściej jednak w Domu Kultury , po sąsiedzku, gdzie pełniła rolę portierki, sprzątaczki, szatniarki czyli osoby, która wie wszystko, zna wszystkich , i generalnie …. Nie jest zastąpiona. Nie było więc zabawy, czyli muzyki bez Francli Kocurki. I to do rana! Zawsze mówiła , że muzyka wszycke boleści odbira. Bo cietka Francla to była instytucja, jako dzieci z całej rodziny zachodziliśmy do niej na chlib z kokocim mlikim a w niedziela po połedniu z rodzicami na bonkafe i buchta. I zawsze cicho obecny, drobnej postury
mąż cietki, onkel Albert, krawiec z zawodu, durch z mejtermasym na karku.


Obie cietki do końca życia chodziły w mazelunkach czyli po chłopsku. W przeciwieństwie do mojej babci Trudy z Siemianowic, która zawsze miała wielkomiejskie zacięcie, podkreślając, że pochodzi z „urzędniczej” rodziny. Pamiętam jednak jak pewnego dnia cietka Francla postanowiła ubrać się „po pańsku” A okazja była nie byle jaka! Podróż do Berlina i to chyba nawet Zachodniego. To było zaproszenie od rodziny i o dziwo władza się zgodziła ale chyba tylko ze względu na wiek . Niezwykłe to było wydarzenie także dlatego, że była to bodaj pierwsza tak daleka i do wielkiego miasta podróż cietki. Uznała więc, że tak” po chłopsku „ nie pasuje, bo musi ” wyhlidać jak paniczka z miesta”

Odświętny strój „chłopski” raciborski i „paniczka z miesta” czyli babcia Truda z Siemianowic.


Moja miejska babcia i mama doradzały w kwestii stroju i fryzury. Pamiętam tę scenę u nas w domu: cietka w bistorowej sukience w kwiaty, modnej, za kolano i natapirowanym koku przegląda się w wielkim lustrze . I nagle okrzyk: Jeżysz Maryja Jozef! I swata Ano! Obejrzyj se Truda, ja mam przeca krzywe nohi i te szaty sóm tak kratke, że wyhlidam jak saga! No, i ni możu ni mieć nic na hławie! Zrób mi Renata choćby puczek misto tych dałerweli i se na to wemu szatku. Stanęło na koczku bez chustki i nieco dłuższej sukience, ale zmiana na „pański ” strój była jednorazowa. Cietka prawieli, ze to yno przez te krzywe nohi.


Mój dziadek Anton miał dwóch braci, z których jeden ożenił się w Rohowie. Przez wiele lat kontaktów przez czeską granicę nie było ale z czasem uruchomiono mały ruch graniczny i poprzerywane rodzinne kontakty. Cietka Marika to właśnie żona Johana . Pamietam ją jako niezwykle sprawną kobietę , która przy okazji jakichś rodzinnych fajerów demonstrowała nam gimnastyczne wyczyny godne wysportowanej nastolatki a była już mocno dojrzałą kobietą. Ale wiedzieć trzeba, że przez całe
życie była handlangrym na budowie. Wnosiła cegły na rusztowania, mieszała zaprawę murarską i woziła ją w taczkach! Mazelunki zostały zastąpione arbaitancugami nieporównywalnie częściej niż zwiewnymi miejskimi sukienkami. Ot skutek wojennego i powojennego „równouprawnienia” kobiet. W Czechach wszak bardziej socjalistycznie niż u nas


Także ciotce Agnes zmiany nie mogły kojarzyć się dobrze. Najpierw praca w kolejnych dalekich miastach to nie był wybór i ciekawość świata a wojenny przymus. Później to też nie był awans społeczny a konieczność utrzymania i wychowania dzieci.
Do lat osiemdziesiątych najmilej wspominane i uprawiane rozmowy o wielopokoleniowej tradycji, tożsamości ,ale też mówienie po naszymu miały wyłącznie osobisty i rodzinny charakter i nie mogły być obecne w przestrzeni publicznej.

Najlepszą tego ilustrację znalazłam niedawno gromadząc pamiątki na nasze kolejne spotkanie klasowe. Jest początek lat 70-tych; na scenie Domu kultury wybudowanego społecznie rękami mieszkańców Krzanowic, tańczymy krakowiaka.
Dlaczego pod portretem Lenina to wszyscy wiedzieli; rocznica rewolucji! Wiedzieli, że te straszne peruki są z Wiejskiego Domu Towarowego, a krakowskie czapki i stroje to nasze mamy i ciotki pracowicie z niczego tworzyły. Ale nie wiemy czy ktoś wtedy mógł mieć odwagę zapytać : czymu Gita, druga Gita, Mariola, Klaudia, Małgosia, Helga, Gabi nie tańczą w mazelunkach swoich cietek i om? I czymu krakowiaka? a ni z synkami z klasy : Józkim, Horstym, Leonem, Leonardem, Frankiem, drugim Józkim i Zygfrydym nie śpiwajom morawskich pieśniczek ?
Chwała Bogu dziś nie musimy zadawać sobie takich pytań . możemy mówić, śpiewać tańczyć co chcemy i po jakiemu chcemy. Byle tylko nam się chciało i by to nas cieszy


Opublikowano

w

,

przez