Koniec OZE w Polsce?

Koniec OZE w Polsce?

Po walce z wiatrakami przyszedł czas na walkę z kolejnym wrogiem; niebezpieczną, bo będącą emanacją wolnego obywatelskiego społeczeństwa, energetyką prosumencką.

Tuż przed sylwestrem zablokowano do 30 czerwca br wejście w życie uchwalonej jeszcze w poprzedniej kadencji ustawy o odnawialnych źródłach energii. Z końcem ubiegłego tygodnia większość sejmowa przegłosowała swoją wersję ustawy, a w niej rezygnację z taryf gwarantowanych warunkujących opłacalność inwestycji Polaków w produkcję prądu w mikroinstalacjach. To ewidentnie sprzeczne z powszechnym w Europie trendem wspierania, energetyki obywatelskiej, czyli produkcji energii z odnawialnych źródeł na potrzeby własnych gospodarstw domowych lub małych firm.

Jednocześnie proponuje się, jako główne źródło energii odnawialnej współspalanie (wraz z węglem) drewna, którego, jak deklarują przedstawiciele Lasów Państwowych mamy w naszych lasach podobno nadmiar. Temu służą szeroko zakrojone preferencje dla tej metody, bo ma ona zastąpić także energetykę wiatrową. W tym samym bowiem czasie Senat ostatecznie przypieczętował kuriozalne wymogi dla lokalizacji i opodatkowania elektrowni wiatrowych, powodując de facto niemożność powstawania nowych inwestycji w tym sektorze, a dotychczasowe czyniąc nieopłacalnymi.

Koniec energetyki obywatelskiej

Nie będzie odpowiedniej więc zachęty dla obywateli do wzięcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo energetyczne w wymiarze osobistym i lokalnym; a wręcz przeciwnie; uznając energetykę prosumencką za fanaberię bogatych hobbystów, proponuje się zwolennikom odnawialnej energii jej produkcję na własny koszt, ba fundowanie części z wyprodukowanej w domowych instalacjach energii państwu! Zlikwidowano bowiem system taryf gwarantowanych; który został wprowadzony do poprzedniej ustawy, a który oferował stabilne, przewidywalne warunki finansowe pozwalające obywatelowi-prosumentowi na spłatę mikroinstalacji. Taryfy zastąpiono nikomu w cywilizowanym świecie nieznanym systemem tzw. opustu , czyli nierównego barteru w postaci rozliczenia wyprodukowanej w mikroinstalacji energii w stosunku 1 do 0,8 (bez zapłaty za ew. nadwyżkę!).
Żadnego wsparcia nie będzie natomiast dla produkcji własnej energii w mikro i małych przedsiębiorstwach; przedsiębiorca nie może być prosumentem jako że z istoty zarabia więc nie jest hobbystą

https://youtu.be/JQKW5vNWy7Q.

Powrót do współspalania

Podczas, gdy nadal nie rozstrzygnęła się jeszcze sprawa zakwestionowania przez Komisję Europejską polskiego wsparcia dla współspalania, proponowane jest przywrócenie, tego pozornego z punktu widzenia energetyki odnawialnej i kwestionowanego przez UE współspalania jako głównego instrumentu osiągnięcia poziomu udziału OZE w energetyce. Wraca na masową skalę możliwość współspalania drewna z węglem dzięki znacząco złagodzonym warunkom dla „dedykowanych” instalacji, ale też umożliwienia powstawania nowych instalacji. To powrót do braku przejrzystości procesu ale i także mniejszego ( z 30 do 20%) koniecznego udziału biomasy w stosunku do węgla. Wprowadzony w ustawie system koszyków dla aukcji – dając pierwszeństwo tzw. stabilności – preferuje współspalanie.
Ustawa wprowadza nową kategorię biomasy; biomasę lokalną „pozyskaną” w promieniu 300 km od elektrowni, nie definiując w istocie czym jest owo „pozyskanie”.
Szczególny zaś niepokój budzi wprowadzenie definicji drewna energetycznego, która ma zastąpić dzisiejszy zakaz spalania drewna pełnowartościowego. Mamy jeszcze przecież w pamięci nie tak dawną pomysłowość polskiej energetyki, która paliła najwyższej jakości drewnem, jako biomasą bo to było tańsze niż kupowanie certyfikatów lub zastosowanie prawdziwych OZE. Ta definicja ma zwyczajnie umożliwić spalanie drewna z polskich lasów, które cierpią podobno od nadmiaru tego surowca. O tym co drewnem energetycznym będzie – ma decydować, a jakże, nadzorujący Lasy Państwowe, Minister Środowiska.

Nowy podatek dla polskich rodzin

W projekcie ustawy znalazła się także, zupełnie nie związana z OZE, nowelizacja innej ustawy: o zasadach pokrywania kosztów powstałych u wytwórców w związku z przedterminowym rozwiązaniem umów długoterminowych sprzedaży mocy i energii elektrycznej tzw. KDT
Od nowego roku pozycja „opłata przejściowa” w rachunku za energię, w której zawiera się rekompensata dla koncernów energetycznych produkujących u nas blisko 90 % prądu z węgla, ma wzrosnąć z 3,87 zł brutto do 8,00 zł brutto miesięcznie, czyli o 106 %, wg obecnego stanu!
Oznacza to, że w skali roku wysokość tej opłaty wzrośnie do 96 zł. A opłata winna przecież, zgodnie z tą ustawą docelowo wygasać a nie rosnąć. Jednocześnie przedsiębiorstwa największe, tzw. energochłonne płacić będą raptem 1,35 zł za każdy 1 kW mocy umownej. Uzasadnienie? „Zmieniająca się sytuacja na rynku energii elektrycznej związana z długookresową tendencją spadku cen hurtowych energii” – czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy.
Wsparcie na rzecz energetyki prosumenckiej przewidywane w poprzednim brzmieniu ustawy kosztowałoby polską rodzinę 40 gr miesięcznie i zostało uznane przez obecny rząd za zbyt drogie, Teraz za to, pod płaszczykiem wsparcia OZE rząd funduje Polakom jedną z największych w historii podwyżek cen energii.

Koniec OZE w Polsce – co w zamian?

Ta ustawa jest zła, dramatycznie zła, o czym zdają się wiedzieć także jej rzeczywiści autorzy. Powstała wprawdzie w ministerstwie energii, czego nie ukrywano, ale być może obawiano się obnażenia zbyt oczywistych jej wad i szkodliwych rozwiązań, które nieuchronnie wyszłyby na jaw w uzgodnieniach międzyresortowych a w szczególności znalazłyby swój wyraz w obowiązkowym dla projektów rządowych dokumencie pn ocena skutków regulacji.
Ale ta ustawa jest zła nie tylko z punktu widzenia poprawności procesu legislacyjnego. Jest zła, bo burzy systemowe, choć wypracowywane długo, może zbyt długo, może nie doskonałe, ale wynegocjowane z partnerami społecznymi i … z ówczesną opozycją, rozwiązania.
Nowa władza ma oczywiste prawo do zmian, ale burząc trzeba proponować jasną i użyteczną alternatywę! Tymczasem ta ustawa burząc, żadnego spójnego systemu nie tworzy. Niestety nawet nieliczne, zaprezentowane w ustawie próby nowych rozwiązań ( np. klastry energii) są tak nieudolne, że nierealizowalne w rzeczywistości prawnej i gospodarczej, wręcz niosące skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego . Sam resort energii to de facto przyznaje, zapowiadając nowelizację zanim projekt został uchwalony. To nie dziwi; do projektu ustawy składającego się raptem z 19 artykułów zawierających 47 zmian w ustawie, tylko w komisji złożono 64 poprawki a dalszych kilkanaście w drugim czytaniu…
Problem w tym, że rząd desperacko poszukuje pieniędzy na sfinansowanie zapowiadanego w kampanii wyborczej pomysłu (a raczej jego braku) na górnictwo, próbując chronić jednocześnie energetykę konwencjonalną przed nieuchronną zmianą.
PiS miota się też w spełnianiu przedwyborczych obietnic zbudowanych na podsycaniu zbiorowych lęków i propagowaniu guseł o szkodliwości wszystkiego co pochodzi z Unii Europejskiej, której, jak wiadomo, głównym celem jest wyniszczenie polskiego narodu. Naród więc dziarsko pomaszeruje w kierunku rabunkowej gospodarki z początków rewolucji przemysłowej, by nie powiedzieć, że do czasów zbierania chrustu w narodowym rezerwacie, w który w obronie suwerenności nas się wtłacza.

Moje wystąpienia w sejmie w tej sprawie

Wystąpienia w sprawie ustawy. Koniec OZE w Polsce?

Gabriela Lenartowicz
Posłanka na Sejm (PO)


Opublikowano

w

,

przez