Jestem stąd

Pochodzę ze śląsko – morawskiej rodziny. Urodziłam się w sercu Śląska, w Katowicach (to rodzinne strony mamy), ale moim domem są Krzanowice, gdzie ukończyłam pierwszy etap edukacji – szkolę podstawową. Tu mieszkała rodzina Ojca, tu , z Siemianowic przeprowadziła się po ślubie moja Mama.

wide_1441443398lot_krzanowice5_edited2-bis-980

Wyrosłam w klimatach, o których opowiada artykuł wspomnieniowy napisany z okazji 750 – lecia praw miejskich Krzanowic na prośbę miejscowej gazety.

bez-nazwy-1cietki2

przeczytaj: cietki

O mnie opowiada też wywiad jakiego udzieliłam z okazji „Dnia Kobiet” portalowi i raciborskiej gazecie Nowiny.pl

Co mają Krzanowice, czego nie mają Katowice czy Warszawa? Czy lepiej być posłanką opozycji czy prezesem funduszu ochrony środowiska? I czy śledzie po polsku to wykwintne danie? Odpowiedzi na te oraz wiele innych udziela Gabriela Lenartowicz. Polecamy wywiad z posłanką, która potrafi płynnie przejść z morawskiego na śląski.

Gabriela Lenartowicz o kuchni, stereotypach i polityce [DZIEŃ KOBIET]

 

– Negatywne stereotypy, jeśli chodzi o obecność kobiet w życiu publicznym, tkwią tak samo w głowach mężczyzn jak i kobiet – mówi Gabriela Lenartowicz.
 

– Zostawmy stereotypy i nadzieje, a spójrzmy na to, co najbliższe. Co mają Krzanowice takiego, że wraca pani do nich niezależnie od tego, gdzie pani pracuje? Co jest takiego w tych Krzanowicach, na końcu Polski?

– Zawsze mówię, że to jest na początku Polski! Tu jest mój dom, do którego chętnie wraca cała rodzina ale, co cieszy, także przyjaciele. Krzanowice to rodzinna miejscowość mojego taty. Ja się urodziłam w Katowicach, bo tam mieszkali rodzice, gdy się pobrali, ale wrócili do Krzanowic po śmierci babci Marianny, by opiekować się dziadkiem Antonem. Później, po wyjściu za mąż, mieszkaliśmy w Raciborzu, ale obydwoje z mężem byliśmy wychowani na wsi (Krzanowice są już wprawdzie miastem, ale zawsze mówię, że to moja ukochana wieś na prawach miejskich. I nie uważam tego za nic wstydliwego, wręcz przeciwnie). W rezultacie z nieżyjącym już dziś Staszkiem, który był lekarzem weterynarii, kupiliśmy tu dom i wyremontowaliśmy. Dzisiaj mieszkam w nim z moim drugim mężem, Pawłem, artystą plastykiem. Kocham to miejsce. Kocham ten język. My mówimy, że to język morawski, Czesi nazywają go gwarą laską. Wydaje mi się, że nasze określenie jest bliżej prawdy. Czesi zawsze mieli problem z Morawami i być może chcieli umniejszyć tej tradycji. Zresztą po śląsku również mówię i zdarza mi się płynnie przechodzić z jednego języka regionalnego na drugi.

– A czy Gabriela Lenartowicz, ciągle w rozjazdach, ma w ogóle ochotę podróżować w wolnym czasie?

– Podróżujemy, choć nie jestem fanką egzotycznych podróży.

– Chciałem dopytać o kierunki tych podróży.

– Egzotykę najbardziej lubię na ekranie telewizora. Cenię sobie podróże poznawcze związane z kulturą i sztuką. Obecnie, już razem z wnukami, do Włoch, do Toskanii w szczególności. Tam można niemal dotknąć zgromadzonych w szczególnej intensywności dzieł sztuki i źródeł naszej kultury. Można też uczyć wnuki wrażliwości na sztukę, która w dużym stopniu zbudowała nasz świat.

Jeśli chodzi o urlop, najważniejszy dla naszej rodziny jest ten zimowy, narciarsko-snowboardowy. Wszyscy uprawiamy ten sport, ze mną włącznie. Z reguły rodzinną grupą wynajmujemy lokum i staramy się przez te kilka dni „najeździć się” na nartach, czy na desce, jeśli chodzi o młodszą część rodziny.

– Próbowała pani jeździć na desce?

– Jak zima to góry, jak lato to Toskania. A co z Polską?

– Lubimy takie miejsca w Polsce, gdzie jeszcze nie ma zasięgu telefonu czy internetu. Mamy piękne, zielone tereny, zwłaszcza we wschodniej Polsce; Puszcza Białowieska i Karpacka, Podlasie, Roztocze. To są naprawdę wspaniałe miejsca. Musimy docenić, jaki mamy skarby przyrody w Polsce. W niej tkwi niezwykły potencjał. Nie zostało nam za wiele jeśli chodzi o zabytki. Dóbr kultury, które ocalały po wojnach, należy więc nauczyć się na pamięć. A przyrodą można po prostu napaść oczy.

 

Jako uzupełnienie gawędy  o „cietkach” niech swoją historię opowiedzą także przedwojenne fotografie przedstawiające rodzinę pradziadków Machowskich i Labrygów.

rodzina

Szkołę podstawową ukończyłam  w Krzanowicach, a świadectwo maturalne otrzymałam w I Liceum Ogólnokształcącym im. J. Kasprowicza w niedalekim Raciborzu . Wspominam ten czas z wielkim sentymentem i nostalgią. Od dziecka byłam społeczniczką ale i realistką. Wiedziałam, że aby działać i mieć wpływ na otoczenie, trzeba to robić skutecznie. Gdy patrzyłam w swoją przyszłość nie myślałam o dalekich krajach – moje marzenia dotyczyły bliższej i dalszej okolicy, by to co bliskie spełniało nasze aspiracje. Było więc czymś naturalnym, że lokalny patriotyzm zdeterminował moje życie. Tu założyłam rodzinę i tu jest mój dom. Mam dwóch dorosłych synów.

szkola-gl


Opublikowano

w

przez