Zostałam zapytana przez dziennikarza Portalu Onet.pl jak moim zdaniem powinny wyglądać przyszłe działania rządu wobec polskich rzek? Czy rzeki znów mogą stać się naszym „szkieletem komunikacyjnym”? Czy warto inwestować w nie olbrzymie pieniądze, by przystosować je do międzynarodowego handlu? Jakie przyniosłoby to efekty dla środowiska? Czy efekty byłyby proporcjonalne do nakładów? Oto tekstowy zapis artykułu i prosto z portalu przez kliknięcie w obrazek.
Jaki los czeka polskie rzeki? PiS i KO mają diametralnie różne pomysły .
Marcin Terlik
Czy Wisła i Odra powinny służyć nam jako autostrady do transportu towarów? Czy może lepiej pozostawić rzeki w naturalnym stanie? Dwie główne siły polityczne udzielają na te pytanie całkowicie odmiennych odpowiedzi. W grę wchodzą ogromne pieniądze i konsekwencje dla środowiska na długie dekady. Wybory parlamentarne 2019. Jaki los czeka polskie rzeki? PiS i KO mają diametralnie różne pomysły
Rząd ma ambicje przywrócenia żeglugi na polskich rzekach. Wstępne szacunki mówią o inwestycjach rzędu 70-90 mld zł
– Koszt jest niewspółmierny do późniejszych efektów. Poza tym, co mielibyśmy spławiać tymi rzekami? Węgiel z Mozambiku pod prąd? – krytykuje pomysł Gabriela Lenartowicz z KO
– Nie możemy zostać jedynym w Europie skansenem – broni regulacji rzek Anna Paluch z PiS i zwraca uwagę na ich wykorzystanie na Zachodzie
Zapytaliśmy obie posłanki także o możliwe skutki projektu dla środowiska
W czasach, gdy Rzeczpospolita była “spichlerzem Europy”, co roku barkami do Gdańska płynęły setki tysięcy ton zboża, a Wisła była jedną z najważniejszych rzek handlowych na świecie. Obecna sytuacja w niczym nie przypomina tej z XVII wieku. Dziś wodami śródlądowymi w naszym kraju przewozi się znacznie mniej niż 1 proc. towarów, z czego i tak zdecydowaną większość – na bardzo krótkich odcinkach. Czy rzeki znów mogą stać się naszym „szkieletem komunikacyjnym”? Czy warto inwestować w nie olbrzymie pieniądze, by przystosować je do międzynarodowego handlu? Jakie przyniosłoby to efekty dla środowiska? O odpowiedzi przed wyborami poprosiliśmy przedstawicielki dwóch największych sił politycznych w Polsce.
90 miliardów do wpompowania
Dziesiątki nowych śluz i stopni wodnych. Poszerzane koryta i podnoszone mosty. Kanały, które przetną Śląsk, połączą Odrę z Dunajem, a Wisłę z białoruskimi rzekami. Plany Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej są więcej niż ambitne. Autorzy przygotowanej w 2016 r. ekspertyzy resortu zachęcają, by do 2030 r. główne polskie rzeki spełniały wymogi międzynarodowego transportu i stały się – obok autostrad i kolei – zasadniczym elementem krwiobiegu polskiej gospodarki. Szacowany przez ministerstwo koszt tych inwestycji wynosi między 71 a 91 mld zł.
Choć do tej pory plany te nie zaczęły być wprowadzane w życie na szeroką skalę, Prawo i Sprawiedliwość nie zapomniało o nich w swoim programie. “Projekt o szczególnym znaczeniu gospodarczym to również odbudowa pełnego potencjału żeglugi śródlądowej” – możemy w nim przeczytać. Rządzące ugrupowanie zapowiada poprawę żeglowności do poziomu IV klasy (pozwalającej na spływ barek o pojemności 1000-1500 ton) na Odrze, Wiśle, Narwi i Bugu. Dziś wymogi tej klasy spełniają tylko dolny bieg Odry i krótkie odcinki Wisły. Pracy do wykonania jest więc ogrom.
– Rzeki pełnią różne funkcje. Zaopatrują w wodę ludzi, przemysł i rolnictwo, są szansą na rozwój turystyki, mogą być też wykorzystane do żeglugi. To bardzo zaniedbana dziedzina – mówi Onetowi posłanka PiS Anna Paluch, w mijającej kadencji wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. – Kraje zachodniej Europy wykorzystują swoje rzeki jako szkielet komunikacyjny – dodaje.
Posłanka przekonuje, że rozwój transportu rzecznego będzie “wypełnieniem komunikacyjnej luki”. – Komunikacja wschód-zachód jest całkiem niezła, ale już ta północ-południe jest dużo gorsza. Tymczasem to ona jest dla Polski bardzo istotna, jeżeli chcemy być zwornikiem państw Europy Środkowo-Wschodniej. Musimy integrować obszary naszej części kontynentu. Rozwój żeglugi rzecznej jest krokiem w tym kierunku – zaznacza Paluch.
Ani Jangcy ani Ren
Zupełnie inne podejście do kwestii rzek ma Koalicja Obywatelska. Jej program wyborczy głosi, że “wstrzymane zostaną programy regulacji rzek”, a ugrupowanie „wykorzysta środki krajowe i unijne na wsparcie programu renaturyzacji rzek, zgodnych z Ramową Dyrektywą Wodną”.
Dlaczego opozycja sprzeciwia się rozwojowi żeglugi śródlądowej? – Regulacja wód zapowiadana przez obecny rząd nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. My po prostu nie mamy takich rzek, które nadawałyby się do rozwoju tego rodzaju transportu – mówi Onetowi posłanka Gabriela Lenartowicz, również zasiadająca w sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, tyle że z ramienia PO-KO.
Polityk opozycji podkreśla, że zasoby wody na jednego mieszkańca w Polsce są niskie i mogą być porównywane do tych w Egipcie. – Sensowność ekonomiczna transportu rzekami zależy od ilości wody, którą w nich płynie. My nie mamy Jangcy ani nawet Renu. Niektórym się wydaje, że to jak na plaży – jeśli wykopiemy dołek, to tam pojawi się woda, a jeśli pogłębimy rzekę, to tam również tej wody przybędzie. Od mieszania herbaty nie przybywa cukru, a od piętrzenia rzek nie przybywa wody – tłumaczy swoje stanowisko Lenartowicz. Posłanka PO-KO w rozmowie z Onetem odnosi się też do argumentów obozu rządowego o rozwiniętym transporcie rzecznym na zachodzie Europy. – Tam infrastruktura już istnieje i się ją po prostu utrzymuje, a nie tworzy. Co więcej, rola tego transportu maleje. Loara nie służy już do transportu, korzystają z niej teraz tylko turyści – zaznacza.
Wodą czy (i) torami
Lenartowicz dodaje, że finansowanie uregulowania rzek spoczęłoby na krajowym budżecie. – Musielibyśmy poczynić ogromne inwestycje ze stratami dla środowiska i z tego powodu nie dostalibyśmy na to pieniędzy unijnych. Koszt jest niewspółmierny do późniejszych efektów. Budowanie dróg śródlądowych to anachronizm – ocenia posłanka.
– Poza tym co mielibyśmy spławiać tymi rzekami? Węgiel z Mozambiku pod prąd? – pyta Lenartowicz. – W tej chwili liczy się czas. Kto będzie czekał tygodniami na transport, który wcale nie jest tańszy? – dodaje. Polityk przekonuje, że obecnie na świecie “rzeki się renaturalizuje”, a inwestuje w kolej, która przeżywa “prawdziwy bum”. Dodaje, że 71-91 mld zł na rzeki wyliczone w ministerialnym raporcie to, “szacunki z sufitu i życzeniowe myślenie”, a koszt modernizacji byłby jeszcze wyższy.
– To wizje, które mają działać na ambicje wyborców. Być może temat nie przebija się do ogólnopolskiej debaty, ale wbrew pozorom jest nośny lokalnie. Np. w moim Raciborzu, położonym nad górną Odrą, gdy mówi się o porcie, mieszkańcy rosną. Tymczasem na realizację tych życzeń nie zapewniono pieniędzy nawet na poziomie koncepcji – podkreśla Lenartowicz.
Anna Paluch z PiS pytana o ogromne nakłady potrzebne na udrożnienie rzek odpowiada, że “oczywiście wymaga to inwestycji, ale przecież budowa dróg i kolei również ich wymaga”. – Musimy rozbudowywać jedno i drugie – zaznacza.
– Te 70 do 90 mld zł nie będą wydane w ciągu roku ani dwóch. Inwestycje z inżynierskiego punktu widzenia muszą potrwać i wymagają spokojnej pracy. Jeśli będzie to rozłożone na pięć czy siedem lat, to sobie z tym poradzimy – przekonuje posłanka partii rządzącej.
– Infrastruktura, która została po Niemcach na zachodzie kraju, jest bardzo zaniedbana. Zmarnowano pieniądze na jej remonty – tłumaczy konieczność wysokich wydatków parlamentarzystka PiS. – Afera Stanisława Gawłowskiego z PO dotyczy właśnie 600 mln zł wydanych w niewłaściwy sposób na remonty urządzeń żeglugowych – dodaje.
Paluch dodaje, że “pieniądze na rozbudowę kolei już są”. – Za czasów PO te pieniądze nie były wydawane. Namnożyła się potworna ilość spółek kolejowych, za czym nie poszedł wzrost umiejętności kadry zarządzającej. Oni nie potrafili skorzystać z unijnych pieniędzy – uważa, zaznaczając, że inwestycje w kolej poprawiły się za czasów obecnego rządu.
Ostatni skansen w Europie
Czy regulacja rzek nie zwiększa ryzyka powodziowego? – Musimy to robić uważnie – mówi posłanka Paluch. – Żeby mieć rzekę żeglowną trzeba mieć wysoki poziom wody. Żeby zmieściły się wody powodziowe, trzeba go obniżyć. Regulację trzeba robić z poszanowaniem wymogów bezpieczeństwa – tłumaczy w rozmowie z Onetem.
Co ze środowiskiem? – Ekolodzy zgłaszają stanowczy sprzeciw wobec każdego przegradzania rzek, mówią, że rzeka umiera, absolutyzują te kwestie. Trzeba jednak robić swoje, zachowując oczywiście wymogi środowiskowe. Przecież Niemcy utrzymują żeglowność swoich rzek właśnie w ten sposób – odpowiada parlamentarzystka PiS.